Wiosną 2007 roku przeciętny słuchacz mainstreamu nie miał co liczyć na jakiś skandal. Beef Tedego z Płomieniem 81, który kilka miesięcy wcześniej rozpalał wyobraźnię odbiorców i dzielił scenę, teraz znalazł się w fazie przejściowej. „Trzy korony” zamknęły pierwszą część pojedynku, który miał znaleźć kontynuację dopiero jesienią, i to już w innej konfiguracji – od tamtego czasu z TDF`em walczył samodzielnie przeciętnego słuchacza mainstreamu wiosna 2007 roku mogła się więc wydawać cokolwiek nudna. Co innego ci, którzy choć trochę śledzili rynek podziemny. Tam niemalże równocześnie wybuchły dwa konflikty, w które zamieszane były – bezpośrednio lub pośrednio – najważniejsze postaci undergroundu. Pierwszy beef to ten Te-Trisa, w którym raper z Siemiatycz postanowił rozprawić się z trzema warszawskimi MC: Dioksem, Ciechem i Rakiem. O nim napiszemy w przyszłym tygodniu. Dziś weźmiemy pod lupę inny gorący w tamtym czasie konflikt: Jimsona i VNM-a (na zdjęciu).O co poszło? Beef ten miał właściwie dwa początki. Pierwszy związany jest jeszcze z zamierzchłymi czasami, gdy VNM był mało znanym elbląskim MC, który za wszelką cenę próbuje się przebić do świadomości szerszej publiczności. Ktoś podpowiedział mu, by zwrócił się w tej sprawie do Jimsona. Słupsk już wtedy był liczącym się miastem na hip-hopowej mapie za sprawą takich nielegali jak „Gram na czarno” czy „Miejski klasyk”. A jednak, coś nie wyszło. Wymiana mailowa była dość przykra dla elbląskiego MC, któremu Jimson ponoć zarzucił niedojrzałość. Mało tego, niewiele później słupski raper opublikował wpis na swoim blogu, w którym wprost naśmiewał się z Venoma. Do wpisu jednak nie dotarłem, zaginął w czeluściach internetu. Potrafię sobie jednak wyobrazić, skąd wziął się śmiech. W latach 2005-2006 jeszcze nie brzmiał jak Papoose (taką inspirację wskazuje w naszym „Programie Muzycznym”; cóż, dla mnie to charakterystyczne wymawianie końcówek zawsze było niezbyt fajnym dukaniem). Bardziej jak Eis i Pezet, a więc jak większość podziemia wówczas. Może więc stąd ta niedojrzałość?Drugi początek. Mamy już 2007 rok, jakieś dwa lata od tamtych wydarzeń. VNM razem z Boksim i Denverem mają na koncie cztery nielegale wydane pod szyldem 834. W samym 2005 puścili dwa, rok później dorzucili kolejny. To musiało się odbić jakimś echem. Echo to po raz kolejny dotarło do Słupska. Efekt? „ utwór nagrany przez Jimsona i Orzeua pod szyldem Projektu Nasłuch. Historia o tym, że rapowanie i wydawanie to dwie różne bajki. W sfrustrowanego MC wciela się ten pierwszy. Jako zblazowany wydawca robi Orzeu. To do niego należą linijki, które bezpośrednio dotykają VNM-a: „Jestem wydawcą i często w chuj się dzieje / VNM wydzwania częściej niż dzwon w kościele / Nie odpuści mi pewnie, więc dobra / Zaoferuję kontrakt, niech sprząta”.Sposób, w jaki VNM zareagował na te linijki, tłumaczy, dlaczego w ogóle mówimy o dwóch początkach w tym utworze. Orłowi dostało się ledwie kilka wersów. Najwidoczniej elbląski raper uznał, że teraz, gdy ma już względnie wyrobioną pozycję w podziemiu, nadarzyła się okazja, by wyrównać rachunki z poważniejszym rywalem. Z tych pięćdziesięciu wersów, jakie tworzą „Pięćdziesiątkę”, większość skierowana jest więc w stronę wyżej historia, w której próbowałem zrekonstruować przyczyny konfliktu, jest właściwie historią opisaną przez VNM-a. Równie dobrze mogłoby być inaczej. Mógłbym przytoczyć wspomnienia Jimsona, który w kolejnych utworach podkreślał raczej pogardę i nonszalancję, z jaką od samego początku potraktował swojego rozmówcę. To nie pierwszy i nie ostatni raz, kiedy obaj uczestnicy będą się wykłócali o pewne wydarzenia. Inną osią sporu będzie impreza Mighty Vibes w Częstochowie, podczas której wystąpili Te-Tris i Dinal. Zabrakło na niej Jimsona, pojawił się VNM. Ten pierwszy miał tam rapować, ten drugi był tylko gościem. Czy aby na pewno? I kto lepiej wyszedł na (nie)obecności na tym słynnym podziemnym koncercie? Raperzy także i tym razem nie będą mogli ustalić faktów.„Pięćdziesiątka”, naszpikowana konkretnymi zarzutami, mogła się pod tym kątem podobać. Wreszcie słuchacz mógł odnieść wrażenie, że konflikt ma jakieś realne podłoże i nikt tu nie kalkuluje. Z drugiej strony, już od samego początku sprawiał wrażenie „dla wtajemniczonych”. W końcu jak ocenić argumenty, skoro tylko nieliczni mogli zweryfikować pewne rzeczy? Całe szczęście, z każdym kolejnym utworem beef zyskiwał na raperskiej maestrii i błyskotliwości. Przestawały się liczyć wyjęte z rzeczywistości asy w rękawie, ważne stało się to, co z tymi asami można zrobić w Jimsona, „Lady Venom”, pojawiła się w sieci niecałą dobę po „Pięćdziesięciu”. Słupski raper albo wziął sobie do serca zarzuty przeciwnika, który chwilę wcześniej wytykał mu nazbyt wyszukane słownictwo, albo po prostu wreszcie zobaczyliśmy go w innej, bitewnej konwencji – ale fakty są takie, że w swoim dissie nie przebiera w słowach. „Teraz ja ciebie przelecę”, oznajmia już na wstępie, ale później jest jeszcze pikantniej. Mowa o dotyku księdza, pierdoleniu w dni płodne, a najwięcej bodaj oburzenia wywołał dwuwers: „Jestem żądny krwi jak cipka twojej matki / Podczas ciąży, zanim wyszedł taki wack jak ty”. „Cios poniżej pasa”, „nie można mieszać w to czyjejś matki” – grzmieli niektórzy internauci, a później sam V. Tyle że nikt tu niczyjej matki nie obraża, a VNM-a, tyle że w nieco bardziej zawoalowany sposób. Odwołujący się do poronienia wers jedzie rzecz jasna po bandzie, ale nie przekracza granicy, przynajmniej tej mojej jako słuchacza (nikt tu nie życzy nikomu AIDS ani nie rzuca antysemickich tekstów). No ale może moje „psie powonienie” tego nie fragment jest bezczelny, jak zresztą jeszcze kilka innych pomysłów Jimsona. Cuty w refrenie były fantastycznym pomysłem, ale nie pierwszym tego typu (Nagły Atak Spawacza, gdy pojedynkował się z Liroyem, też z tego korzystał); na pewno jednak bardzo bolesnym, szczególnie że podobnie jak zwrotki, tak i wokale VNM-a siadły na bicie jego producenta, BobAira. Cel został tym samym osiągnięty, o czym przekonaliśmy się w kolejnym dissie elbląskiego MC, „Jimson król kundli”. Kawałek rozpoczyna się od rozmowy telefonicznej, w której sfrustrowany VNM miesza z błotem swojego niedawnego kolegę i zarzuca mu zdradę. Pewnie zapis ten miał skompromitować niby to wystraszonego producenta. Cóż, jak dla mnie V prędzej sam strzelił sobie w kolano, bo wyszedł tu z niego wulgarny, pyskaty i bezsilny chłopak, którego dopadła tym do „Jimsona króla kundli” trudno się przyczepić, ale też trudno jakoś specjalnie pochwalić. Ok, z wersów o pedałach, lizaniu kul i robieniu loda całe szczęście udało się wyciągnąć kilka sprytnych gier słów. Ale gdy nawija, że ma gdzieś to, z jakimi sławami Jimson nagrywa, aż chciałoby się, aby ten temat pociągnął. W końcu diss wcześniej słupski MC zarzucał mu, że obnosi się swoimi znajomościami (Wankzem, Webberem), a sam chwilę później chwalił się swoimi gościnnymi występami. Z tego wątku można by wyprowadzić jeszcze kilka ciosów. Choć na dobrą sprawę w tym żałosnym licytowaniu się koneksjami nikt nie był niewinny. Ale tak to już było wtedy z podziemiem. Jeden znał Dużego Pe i Eldo, drugi Brudne Serca i Dinali – i każdy chciał mieć z nimi zdjęcie, jak na plakacie przedwyborczym.„Czas się wieszać”, odpowiedź Jimsona, była… nudna. Tak, nudna, mimo że sam kawałek trwa raptem dwie minuty. Na najlepszy w dotychczasowych utworach bit trafił tekst niby zarapowany na luzie, ale pozbawiony polotu. Wersy ze wzrostem i ilością kilometrów, które V zrobił między jednym a drugim numerem, zostały sensownie odbite, ale nikt tu pata nie postawił. Sam konflikt jakby stracił na tempie, wymiana wersów straciła na charakterze – te linijki mogliby rzucać równie dobrze dwaj inni MC. Trochę na boku powstał „Voodoo” Orzeua, który zareagował na „Pięćdziesiąt”. „Sympatyczny”, napisał jeden z internautów. Inny dorzucił: „zaskakujący”. I rzeczywiście, numer trzyma poziom, ale co z niego zostało? Mnie w pamięci został tylko początek utworu, w którym Orzeu przedstawia się słuchaczom. Serio? Przedstawiać się? W beefie? To się nazywa pewność siebie!Ktoś słusznie zauważył, że ten beef powinien rozpocząć się od utworów, które go właściwie zakończyły: „100 gwoździ do twojej trumny” i „True Man Show”. Oba stosunkowo długie, oba naszpikowane tyloma dobrymi linijkami, że pewnie we wszystkich poprzednich nagraniach łącznie nie byłoby ich więcej. VNM najwyraźniej wyciągnął naukę z poprzednich zagrań swojego przeciwnika i tym razem powtórzył jego ruch, zapraszając do współpracy Me?How? – gościa, z którym Jimmi swojego czasu stworzył świetną EP-kę „Między słowami”, a przy okazji jednego z bardziej niedocenionych polskich producentów. Tu dostarczył chłodnego, potężnego syntetyka, na którym elbląski MC mógł się odpowiednio wyżyć. Wątki z kolegami i znajomościami znów wróciły, tyle że teraz nabrały ulicznego charakteru, no i sam autor stał się postacią centralną, a nie paziem, podlizującym się bardziej znanym V gryzł nie tylko zza pleców ziomków (chociaż linijka: „Co ty myślisz, ja też grałem w Słupsku, prawda / Co mnie obchodzi, że grałeś w Elblągu – ważne, że już nie zagrasz” brzmi naprawdę mocarnie, i to jeszcze na długo przed Peją!). W końcu dostaliśmy sto wersów, a więc wojna musiała toczyć się na kilku frontach. Powracają więc historie z Częstochową, z nagrywaniem do reklamy (w „Pięćdziesięciu” VNM przytoczył fragment wywiadu radiowego z Jimsonem), konkursem Voodoo… A na boku toczy się partyzantka: nie wiem, na ile wiarygodna opowieść o tym, jak słupski raper po marihuanie załatwił się w szafie. Ten szeroko zakrojony atak nie zawsze był przemyślany. Czy naprawdę w beefie chodzi o to, kto więcej wersów zarapuje? I czy obsesja podwójnych rymów musi dotykać nawet dissy? Zresztą, nawet jeśli na papierze technika VNM-a wydaje się ciekawsza, w praktyce ten rap traci na płynności, staje się dukaniem, o którym wyżej pisałem.„True Man Show” Jimsona był tradycyjniej zarapowany i rzucony na funkujący, brudny bit (a raczej bity). Gdyby nie to, że nagranie trafiło do sieci tak późno (kilkanaście dni w tym błyskawicznym konflikcie wydaje się wiecznością), można by jeszcze liczyć na dodatkowe rundy. Tymczasem Jimsonowi udało się odbić większość wersów VNM-a, po czym trafił na ciszę. A szkoda, bo w siedmiominutowym nagraniu kilkukrotnie łapie swojego rywala za słówka (jak np. wtedy, gdy zarzuca mu brak logiki w zamykaniu wieka i zostawianiu wystających nóg), zarzuca mu ignorowanie innych rywali (zupełnie przemilczane „Voodoo” Orua: „Bój się Orła, powiem ci kontrolnie tak/Schowaj godła i monety, żeby spokojnie spać”) i dołącza nowe wątki, w których racja wydaje się być po jego stronie: „Ale kradnie patenty na numery, na refren/Ten z wywiadem na przykład mocno śmierdzi Mesem/W trzecim dissie nawet wziął mi obrazki podkradł/To czerwona dłoń to z okładki Mroka/Patent z trumną był w dissie pierwszym Tetrisa/Z tytułami był w dissie drugim Tedzika”.Jak jednak w przypadku wersów o matce (w „True Man Show” znów powraca!) raczej nie miałem wątpliwości co do sensowności ich użycia, tak w momencie, gdy Jimson łapie za pysk VNM-a i mówi mu, że przez bliznę „twój klip będzie śmigać w radio” – wtedy czuję podskórnie, że granica dobrego smaku została przekroczona. Tak to już jest, droga od „najgorszych pytań” do „najgorszych wersów” jest dłuższa niż niejeden mógłby pomyśleć, „True Man Show” nikt już beefu oficjalnie nie ciągnął. VNM`owi zdarzyło się zaczepić Jimsona w „Śmiertelnej kombinacji” nagranej z Weną i Smarkiem, za co słupski raper zrewanżował się w „Twarzach” ze swojej wybitnej EP-ki „Gorączka w parku igieł”. Tyle że było to już szturchanie, nie otwarta walka. Ta zakończyła się dwoma fantastycznymi dissami. Jeśliby na ich podstawie wyłaniać zwycięzcę, pewnie wyszłoby na remis. Ale z racji na to, że konflikt ten ciągnął się przez kilka – nie zawsze udanych – numerów, koniec końców bardziej przekonujący w roli bitewnego MC okazał się VNM.
zanetastringart- Praca wykonana techniką haftu matematycznego na czarnej desce 25 cm x 40 cm, przy użyciu ok 100 gwoździ, beżowe-pomarańczowe-rude nici. String Art Patterns Templates. String Art Tutorials. String Wall Art. Nail String Art. String Crafts. Arte Linear. Rope Art. Art Worksheets.
Z pewnością, napisanie i nagranie kawałka liczącego sobie 100 wersów wymaga posiadania wysokich umiejętności lirycznych i technicznych. Jest to okazja by niejako rozliczyć się z rzeczywistością (lub sceną, w niektórych przypadkach) oraz wystawić niejako wizytówkę swojego “skilla”. Wokół stuwersowych utworów utworzył się pewien trend celowania właśnie w tę liczbę i nazywanie kawałka schematem “100 linijek/wersów/czegoś innego”. Zebrałem 8 chyba najpopularniejszych tego typu kawałków i uszeregowałem je w osobisty ranking. Zapraszam! 8 – JODSEN – 100 BARÓW (2013) Ostatnie miejsce przypadło JodSenowi, ale w żadnym wypadku nie jest to znak, że jego kawałek jest słaby. Jest dobry, ale wypada najgorzej w obliczu konkurencji, którą poznacie dalej (thank you, captain obvious!). Warto zaznaczyć, że autor zrobił świetną robotę, objaśniając na “geniusie” nieoczywiste linijki. Jeśli jednak chodzi o ich liczbę, nie jest zawrotna, ale pojawia się kilka chwytliwych rozkminek. Technicznie jest poprawnie – nawijka nie powala wszystkich na kolana, ale oczywiście też nie zniechęca. Ogólnie, jak już pisałem, jest to dobry utwór, ale w moim zestawieniu, zajmuje ósmą lokatę. I zaliczam sto barów zachowując abstynencję 7 – Eripe – Mogę wypier*alać (100 linijek szaleństwa 3) (2013) Miejsce siódme to pierwsze pojawienie się Eripe w zestawieniu. W tajemnicy wam zdradzę, że pojawi się jeszcze 2 razy, czego co sprytniejsi mogli się już domyślić. Z całej trylogii “linijek szaleństwa” ta najnowsza jest zdecydowanie na najniższym poziomie. Słyszymy tutaj oczywiście RIPa agresywnego, w jego charakterystycznym stylu, kolejny raz rozlicza mainstream, podziemie… w sumie wszystkich rozlicza. Może fakt, że już tyle razu słyszałem z jego ust “jeb*nie sceny”, przesądza o jego niskiej pozycji. Swoje robi też słaby mix/mastering i niezbyt chwytliwy bit. Padają jednak tam takie wersy, że można się łapać za głowy, jak to u Seby w zwyczaju. Miejsce siódme, ale minimalnie pod szóstym, a sporo nad ósmym. Wiesz, że nie przyszedłem z myślą o hologramachZrobię jeszcze trochę gnoju, no i mogę wypier*alać 6 – Fokus – 100 wersów (2000) Ta pozycja może być dla was lekkim zaskoczeniem i powiem szczerze – dla mnie również jest! Fokus w tym kawałku ustępuje wszystkim pozostałym jeśli chodzi o złożoność rymów, niesamowite przyspieszenia czy wielowymiarowe metafory. Ten kawałek ma jednak coś w sobie tę wyjątkową stylówkę, którą od zawsze prezentował członek legendarnej już Paktofoniki i którą Fokus zawsze mi imponował. Sposób w jaki nawija tutaj pod, swoją drogą, genialny bit jest wręcz hipnotyzujący i można by tego słuchać długo. Mimo wszystko, te aspekty, o których wspomniałem na początku, przesądzają o wyższości pozostałych utworów. F O K U S M O K skrzydła rozkłada jak kartyRymy tu to sporty ekstremalne jak gokarty 5 – VNM – 100 gwoździ do twojej trumny (2007) Ten kawałek wyróżnia się na tle zestawienia jednym prostym faktem. Nie jest po prostu napisanym kawałkiem, tylko pociskiem wymierzonym w konkretnego rapera. Mowa oczywiście o Jimsonie, z którym VNM prowadził jeden z najgłośniejszych i najlepszych, jeśli chodzi o poziom muzyczny, beefów na polskiej scenie. Co tu dużo mówić, mamy to czego potrzebuje dobry disstrack – wykazanie wyższości nad przeciwnikiem poprzez popis techniki i argumentów sklejonych w mordercze punche. Wielu powie zapewne, że odpowiedź Jimsona była jeszcze mocniejsza, ale tę kwestię i moją prywatną ocenę zostawimy – tutaj chodzi tylko o jeden kawałek. Miejsce w środku stawki – zapewne dlatego, że powód nagrania tego utworu był nieco ograniczający, ale jestem pewien, że gdyby VNM wypuścił kiedyś kawałek spełniający przyjęte kryteria – znalazłby się znacznie wyżej w tym rankingu. Na granicie tylko ślad zostanie“Tu spoczywa Jimson, król podziemia, samozwaniec” 4 – Eripe – Inwazja na rap (100 linijek szaleństwa 2) (2012) Między tym i następnym w kolejności utworem miałem największe rozterki. Ostatecznie wygląda to tak jak wygląda, ale równie dobrze miejsca 3 i 4 mogłyby zostać zamienione i autentyczność nie zostałaby zaburzona. Druga część trylogii od Eripe – bardziej agresywna niż pierwsza, równie undergroundowa i “ripowa”. Z tego kawałka można na potęgę wyciągać genialne linijki, punche strzelane w każdą stronę. Nie padają oczywiście ksywki, ale taki był chyba zamysł – Eripe jak nikt potrafi zdissować kogoś, wcale nie wspominając go wprost. Zresztą, są to mimo wszystko treści uniwersalne, o których sam autor nawija, że jeśli ktoś poczuł się urażony to dokładnie w jego kierunku były to kierowane. Zrobię to tak jak nie zrobił tego niktŻeby każdy się bał, że to jest na niego diss 3 – Eripe – 100 linijek szaleństwa (2012) Jak już zasugerowałem przy okazji poprzedniej pozycji – miejsce na najniższym stopniu podium (i wcale nie chodzi tu o “Podium EP”) zajmuje pierwszy “stuwersowiec” od Eripe. O jego przewadze nad “dwójką” przesądził chyba bit (świetny!) i ogólne brzmienie. Będę się powtarzać, ale wszystkie trzy kawałki Seby w tym rankingu są bardzo podobne. Agresja, punche, followupy, wielokrotne rymy. Prawdziwy pokaz nieprzeciętnych umiejętności, jakie niewątpliwie krakowski raper posiada. W sumie wszystkich mam w dupie, jaram się tylko sobąChyba przydałby mi się tu jakiś dobry proktolog 2 – Golin – 100 gwoździ do mojej trumny (2012) Tytuł kawałka jest oczywistym nawiązaniem do dissu VNMa, który opisywałem wcześniej. Nieprzypadkowo Golin postanowił zamienić cudzą trumnę w tytule na swoją własną. Cały kawałek jest inny od reszty. Tak – pokazuje umiejętności, technikę, świetny tekst, ale jest też coś więcej. Całość to zbiór osobistych refleksji rapera na temat jego życia, otaczającej go rzeczywistości. Rapuje o “ciężarze bycia sobą” oraz przełamuje stereotyp rapera z bloków, osiedli. Tak jak z utworów Eripe możemy wyciągać kolejne błyskotliwe punche, tak Golin w genialne linijki ubiera filozoficzne wręcz przemyślenia. Taki rap uwielbiam. Robię to do śmierci, choćby słuchał mnie tysiakLub do chwili, gdy będę jednym z tych których dissuję dzisiaj 1 – Oxon – 100 naboi (2015) Na miejscu pierwszym kawałek, któremu znacznie bliżej do Eripe niż Golina, ale nie mógłbym go nie umieścić na pierwszym miejscu. Z całego zestawienia Oxon leci tu najbardziej technicznie, niektóre przyspieszenia przyprawiają o ciarki i pokazują jego niezwykłe umiejętności. Oczywiście, pierwszego miejsca nie przyznałem za wyraźne nawijanie bzdur, bo o żadnych bzdurach tutaj mowy nie ma. Słyszymy tu soczyste bragga, ale dużo mniej wulgarne i agresywne niż w “100 linijkach szaleństwa 1/2/3”, bo chyba nie o to Oxonowi chodziło by kogoś rozliczać czy wyjaśniać, a po prostu chciał nagrać świetny kawałek, manifestację skilli. Punchy oczywiście jest bardzo dużo i kolejne naboje dosięgają swoich celów. Koniec końców, jest to najlepszy, moim zdaniem, kawałek typu “100…”! Dostałem opcję: masz tu neseser i setkę naboi nie do namierzeniaI dowody zbrodni, jakoby na deser, bo to ty wybierzesz kogo zgarnie ziemia Dotarliśmy wspólnie do końca zestawienia – dajcie znać jak wyglądałyby wasze rankingi i czy może pominąłem jakiś warty uwagi kawałek. Piszcie w komentarzach lub dołączcie do naszej grupy na facebooku – FollowRap Familia! Sprawdźcie też inne nasze teksty! Podobne wpisy: QPHkXJU. 417 49 317 401 412 255 458 98 204