Opis. Zabawny kubek z kotem i napisem "bardzo mi z tego powodu wszystko jedno". Świetny prezent dla właścicieli mruczków.Jesteśmy producentami, a nie pośrednikami. Nasze koszulki to: gwarantowana jakość przez FRUIT OF THE LOOM 100 % bawełny wysoka gramatura podwójne szwy przy szyi, na rękawach oraz przeszycia wzmacniające nadruk odporny na pranie - nie pęka, nie wykrusza się Podsumowując: najwyższa jakość za rozsądną cenę! JAK ZAMAWIAĆPo zakupie koszulki:wybierz numer wzoru (lub wzór z miniaturki),określ kolor oraz rozmiar koszulki,wskaż kolor nadrukui prześlij do nas w wiadomości lub Wzór numer 1, koszulka niebieska, męska w rozmiarze XXL, nadruk KOLORY I ROZMIARY ZNAJDUJĄ SIĘ PONIŻEJ GALERII ZE WZORAMI. Krok 1. Wybierz swój wzórOto galeria z dostępnymi wzorami koszulek z nadrukiem. Wybierz ten, który Cię interesuje i podaj nam jego numer w "wiadomości do sprzedającego" lub na koszulce jest imię oczywiście zmienimy je na inne, podane przez Ciebie. Podobnie jak np. słowo "szef" możemy zmienić na "szefowa". Nie zapomnij tylko nam o tym napisać, w przeciwnym wypadku wykonamy wzór zgodny z aukcją. Krok 2. Wybierz krój i kolor koszulkiWybierz kolor tym celu umieściliśmy miniaturki koszulek w każdym dostępnym uwagę, że kolory mogą nieznacznie różnić się w zależności od ustawień monitora. Koszulki męskieDostępne kolory:czarny,biały,niebieski,czekoladowy (brak rozmiaru 3XL),granatowy,czerwony,szary. Koszulki damskieDostępne kolory:czarny,biały,niebieski,różowy,lazurowy,czerwony,szary,granatowy,jasny róż. Krok 3. Wybierz kolor nadruku Poniżej znajdują się próbki dostępnych kolorów nadruku. Możesz z nich skorzystać w celu zmiany domyślnego koloru nadruku na zakupionej koszulce. Zmiana standardowego koloru czasami może jednak nieznacznie wydłużyć czas realizacji zamówienia. Kolory nadrukuDostępne kolory:biały,zielony,czerwony,niebieski,czarny,granatowy,błękitny,cytrynowy,jabłkowy. Krok 4. Wybierz rozmiar Dla Twojej wygody zmierzyliśmy koszulki i ich wymiary zamieściliśmy w poniższych tabelach. Przy wyborze rozmiaru kieruj się wymiarami podanymi w tabeli (pamiętaj, że np. rozmiar L to nie zawsze takie samo L u wszystkich producentów). Wymiary są podane w centymetrach. Do rozmiaru 3XL dopłata 2zł. W przypadku koszulek męskich brak jest koszulki czekoladowej w rozmiarze 3XL.
Był sobie Pan, którego od jakiegoś czasu strasznie bolała głowa. Na początku wytrzymywał, jechał na tabletkach, ale po jakimś czasie już nie mógł. Poszedł do lekarza. Ten go zbadał, obejrzał i mówi:
Niedawno zadebiutował Android Pie, co rozpoczęło tradycyjny festiwal narzekania na fragmentację tego systemu, wolne tempo aktualizacji i zbyt mało restrykcyjną politykę Google. Warto sobie uświadomić jedną rzecz – gdybyśmy wszyscy świadomie kupowali smartfony, to takich sytuacji by nie było. Ja nie narzekam na brak Androida Pie. Jestem fanem Androida, gdyż jego zalety stawiam ponad jego wadami. Same wady często wynikają z niesłusznego i niesprawiedliwego dla obu stron porównywania Androida z iOS metodą zero-jedynkową, co dość często spotykam w sieci, w artykułach i w komentarzach pod nimi. Wiem, że Android i iOS to nie są systemu doskonałe i żaden nie może dać nam absolutnie wszystkiego, dlatego powinniśmy się cieszyć, że możemy wybierać i eksperymentować, wymieniając się swoimi doświadczeniami, zamiast prowadzić między sobą wojnę totalną, w której nikt nikogo do niczego nigdy nie przekona. Niestety, premiera nowej odsłony Androida rozpoczęła nowy etap wzajemnych przepychanek fanów zielonego robota i systemu iOS. Poszło oczywiście o aktualizacje. Chciałbym więc poświęcić chwilkę temu tematowi, gdyż jak zwykle pojawiło się wiele niedopowiedzeń. Skąd się bierze fragmentacja Androida? Przyjęło się uważać, że fragmentacja jest jedną z największych wad systemu operacyjnego Android. Jest w tym oczywiście sporo prawdy, ale mało kto chce dostrzec przyczynę tej całej sytuacji. W żaden sposób nie pomaga ocena tego problemu przez pryzmat porównania wsparcia dla urządzeń z Androidem do iOS, gdyż oba systemy rządzą się swoimi prawami. Fot. businessinsider Liczba modeli pracujących pod kontrolą Androida w żaden sposób nie jest porównywalna do liczby telefonów z iOS. Urządzeń z zielonym robotem jest więcej, bo produkuje je spora gama różnorakich producentów – gdybym znał ich wszystkich, to pewnie bym zwariował. W przypadku iOS za smartfon odpowiada sam twórca systemu operacyjnego, co prowadzi do lepszej kontroli nad procesem aktualizacji. Apple ma znacznie łatwiej, gdyż wydaje rocznie tylko kilka sprzętów z iOS, więc zapewnienie im długoletniego wsparcia nie jest większym problemem. Android jest także bardziej otwarty od iOS. Dzięki temu każdy producent może według własnego widzimisię ingerować w zielonego robota, wprowadzając własne nakładki systemowe, co powoduje opóźnienia w aktualizacjach, ale w wielu przypadkach nadaje ich smartfonom wyjątkowości. Otwartość Androida umożliwia również wgrywanie własnego oprogramowania przez operatorów, co powoduje kolejne opóźnienia, bo większa część nowych urządzeń trafia do klientów głównie za ich pośrednictwem. Jak widać Google ma sporo kłód pod nogami, co utrudnia kontrolowanie ich własnego dziecka. W tej sytuacji jedynym względnie sensownym porównaniem jest konfrontacja iPhone’ów z Pixelami. W obu tych przypadkach za aktualizacje odpowiadają twórcy smartfonów. Google pokazało przy premierze Androida Pie, że potrafi zaktualizować wspierane modele zaraz po oficjalnej prezentacji nowej wersji systemu operacyjnego, więc tym samym dorównuje Apple. Jaki okres wsparcia byłby optymalny? Google Pixel 2 XL / fot. gsmManiaK Trochę inaczej jest z okresem wsparcia, gdyż pierwsza generacja smartfonów Pixel ma zapewnione nowe wersje Androida przez dwa lata od premiery, zaś druga generacja i następne przez trzy lata od debiutu. Tymczasem Apple ma zamiar zaktualizować do iOS 12 nawet 5-letniego iPhone’a 5s. Z jednej strony to naprawdę fajne podejście, ale czy ten staruszek poradzi sobie z najnowszą odsłoną iOS i czy dostanie jakieś nowe funkcje? Z tego, co widzę w sieci, opinie o działaniu wersji beta na iPhonie 5s są mocno podzielone, więc czy aktualizacja dla telefonu z wieloletnim stażem nie staje się czasem sztuką dla sztuki? W udzieleniu odpowiedzi pomocne mogą okazać się zeszłoroczne statystyki Kantar, według których klienci wymieniają swój smartfon średnio co niecałe 2 lata, zazwyczaj razem z nową umową abonamentową. To z grubsza pokrywa się z moimi obserwacjami wśród rodziny, znajomych i naszych maniaKalnych CzytelniKów. Biorąc to wszystko pod uwagę uważam (i to jest moje prywatne zdanie), że 3-letni okres wsparcia byłby optymalny. Osoby myślące podobnie mają większy wybór, niż tylko modele Pixel, a zapewnia go program Android One. Aktualizacje Androida – na jakie smartfony stawiać? Swego czasu Android One miał za zadanie promować system Google w krajach rozwijających się, więc został skierowany do Indii. Gdy wydawało się, że projekt ostatecznie trafi do kosza, Google postanowiło go reaktywować i zmienić jego charakter. Dzięki temu dziś możemy spokojnie kupić różne telefony z czystym systemem i obietnicą regularnych oraz (względnie) szybkich aktualizacji. Nokia 7 Plus / fot. gsmManiaK W czy możemy wybierać? Na Android One stawia Nokia, która wprowadziła do swojej oferty sporą liczbę modeli z różnych półek cenowych, które należą do tego programu. Wśród nich możemy wymienić Nokię 7 Plus, czyli jeden z moich ulubionych smartfonów w dwuletniej karierze testera. Ze stajni HMD Global dostajemy Nokię 8 Sirocco i Nokię zaś z portfolio Xiaomi możemy wybrać Xiaomi Mi A2, Xiaomi Mi A2 Lite czy Xiaomi Mi A1. Fani egzotyki mogą też wybrać smartfony GENERAL MOBILE, dostępne w sklepie Media Expert. Wszystkie te urządzenia powinny otrzymać Androida Pie do końca jesieni. Do tego oczywiście dochodzą wspomniane wcześniej Pixele i telefony tych producentów, którzy dbają o aktualizacje. Na pierwszym miejscu (poza Nokią) wymieniłbym tutaj Sony, które bardzo szybko dostarcza najnowsze poprawki bezpieczeństwa dla swoich modeli premium, a także deklaruje dwie duże aktualizacje systemu, o ile na drodze nie staną nieprzewidziane trudności. To oznacza, że Android Pie powinien trafić na Xperię XZ Premium i wszystkie nowsze flagowce Japończyków. Sony Xperia XZ2 Premium / fot. gsmManiaK Trochę inne podejście ma Xiaomi, które ponad numerkiem Androida stawia wersję MIUI, ale jeśli komuś to nie przeszkadza, ten może cieszyć się długoterminowymi aktualizacjami właśnie w ramach nakładki Xiaomi. Ona często potrafi zmieniać więcej, niż najnowsze odsłony zielonego robota. Chyba najtrudniej jest ocenić postawę Samsunga. Podobnie jak Sony, także i Koreańczycy oferują dwie duże aktualizacje dla swoich flagowców i najlepszych średniaków, a także względnie regularnie udostępniają im poprawki bezpieczeństwa. Problem polega na tym, że Samsung potrzebuje nawet kilku miesięcy, by dopasować swoją nakładkę do Androida, przez co nawet właścicieli topowych telefonów muszą czekać dłuższy czas na nowszą wersję systemu. Galaxy S8 powinien dostać więc Pie, ale raczej po Nowym Roku. Mamy wybór. Korzystajmy z niego Przytoczone przeze mnie przykłady dobrze wspieranych smartfonów z Androidem to nie jest jakaś wiedza tajemna – w końcu portale technologiczne często piszą o aktualizacjach, więc osoby zainteresowane bez problemu dowiedzą się, jak dany producent troszczy się o swoje urządzenia. Dlatego czasem nie mogę zrozumieć tych użytkowników, którzy najpierw kupują jakiś smartfon, a potem narzekają na to, że okres oczekiwania na aktualizację był za długi (bo wybrali Samsunga) lub dany model dostał tylko jedną dużą aktualizację (jak często bywa w przypadku Huawei). Oczywiście nie może przy tym zabraknąć tradycyjnej formułki „Apple robi to lepiej”. Czemu więc iPhone nie jest pierwszym wyborem takiej osoby? Odpowiedzi jest wiele, ale chyba najbardziej rozbrajające jest stwierdzenie, że zakupiony smartfon jest generalnie lepszy od sprzętu Apple pod wieloma względami, a jedyną jego słabością jest gorsze wsparcie. Takie stanie w rozkroku nigdzie nie prowadzi, gdyż producenci patrzą przede wszystkim na sprzedaż, a dopiero potem nastroje klientów. Myślę, że w tej sytuacji lepiej zagłosować portfelem, niż po raz kolejny sięgnąć po model producenta, który zawiódł nasze oczekiwania co do aktualizacji. Mamy wybór, więc korzystajmy z niego – jeśli zależy nam na aktualizacjach, omijajmy szerokim łukiem smartfony tych firm, które się nimi nie przejmują. Tylko tak możemy coś zmienić. Nie mam problemu z tym, że jeszcze nie mam Androida Pie Xiaomi Mi 6 / fot. gsmManiaK Staram się podejmować świadome decyzje zakupowe i dlatego wybierając Xiaomi Mi 6 od razu wiedziałem, że Androida P mogę otrzymać ze sporym opóźnieniem albo wcale. Dzięki analizie wszystkich za i przeciw wiedziałem, że mam inne priorytety niż najnowsza wersja zielonego robota na pokładzie mojego telefonu. Szczególną przeszkodą jest dla mnie czysty Android (niemal wymagany do szybkich aktualizacji), który delikatnie mówiąc nie spełnia moich oczekiwań – zdecydowanie bardziej wolę rozsądnie rozbudowane nakładki systemowe. Jestem więc zadowolony z mojego smartfona i brak Androida Pie nic w moim przypadku nie zmienia. Życzę Wam tego samego – zadowolenia z posiadanego sprzętu, zakupionego z pełną świadomością jego zalet i wad, także w dziedzinie aktualizacji. Na sam koniec pozwolę sobie na małą autopromocję i przypomnę o wpisie poświęconym tym smartfonom, których testowanie miło wspominam: Od dwóch lat testuję smartfony. Oto 5 telefonów, które szczególnie polubiłemBardzo mi z tego powodu wszystko jedno. 8,662 likes · 1 talking about this. Zero smutku, zero złości, wyjebane po całości.
Nie tylko fani nie wiedzą, jak wyglądały nasze przygotowania, życie poza stadionem i… Czasem to po prostu… Bardzo mocno boli. My wszyscy już do tego dawno przywykliśmy, ale… Mimo wszystko jest nam bardzo ciężko i smutno z tego powodu – mówi Maria Andrejczyk, która w zeszłym roku zdobyła srebrny medal igrzysk olimpijskich w Tokio, a w tym poszukuje nie tyle optymalnej formy, ile odnalezienia zdrowia, by móc wrócić do światowej razem pojawiła się okazja przeprowadzenia wywiadu z dwukrotną olimpijką, wicemistrzynią olimpijską, medalistką mistrzostw Polski we wszystkich kategoriach wiekowych i ogólnopolskiej olimpiady młodzieży; a do tego rekordzistką Polski seniorek i juniorek oraz z wybraną Odkryciem Roku 2016 w 82. Plebiscycie „Przeglądu Sportowego” i TVP. Trochę czasu zajęło mi wymienianie tytułów, więc zacznijmy od tego, jak nabywa się motywację do treningów, kiedy ma się już tyle na koncie?Maria Andrejczyk: Myślę, że to zależy od osoby, a w zasadzie tego, co ją nakręca, napędza do dalszych treningów, przekraczania własnych granic. Jeśli chodzi o mnie, to zawsze miałam bardzo dużą frajdę z treningów. Mniej skupiałam się na zawodach w tym sensie, żeby nie być na siłę pierwszą, a bardziej właśnie na tym, by rozwijać zarówno swoje ciało, jak i umysł. Jeżeli miałabym coś doradzać, to sądzę, że właśnie to jest bardzo fajny przepis na to, żeby czerpać radość, energię z tego, co się robi na co jak wiele osiągnęła pani w ostatnim czasie, choć najwyraziściej pamięta się medal z igrzysk olimpijskich i nie tylko sam fakt późniejszego go „wykorzystania” w dobrej wierze. W jaki sposób zmieniło się podejście, mentalne nastawienie do kolejnych sesji, kiedy jest się wicemistrzynią olimpijską względem okresu, kiedy do tego medalu się dążyło?Nie ukrywam, że praca teraz jest dużo łatwiejsza, prostsza, ponieważ nie ma już takiego napięcia. Natomiast moją karierę możemy potraktować wyjątkowo pod wieloma względami, dlatego że jak na razie to formę mam tylko na czas igrzysk, a te pomiędzy to był okres walki o pozbycie się bólu. Przed chwilą powiedziałam, że jest łatwiej, ale jest też trudniej pod pewnym względem, a mianowicie mam na myśli motywację do tylu latach walki, by w ogóle stanąć na starcie i zaprezentować jakikolwiek poziom, to naprawdę się odbija i czuję to. Nie ukrywam, że czuję, jak wiele poświęciłam, jak bardzo jestem wypalona. Zapału do pracy nigdy mi nie brakowało, ale czułam, że po igrzyskach wykonuję wszystko jak automat, bez emocji. Zaczęłam tracić taką wewnętrzną radość do tego, co robię. To i tak się poprawiło, odkąd zmieniłam trenera, otoczenia, grupę, z którą się przygotowuję. Jestem przeszczęśliwa, że doszło do tej zmiany, bo dostałam właśnie tego kopa motywacyjnego, tylko że jeszcze jest przy mnie ta kotwica, która mnie hamuje. Są nią wszystkie myśli, obawy kłębiące się z tyłu głowy na temat mojego stanu zdrowia. To jest zdecydowanie najbardziej tych wszystkich doświadczeń będę dalej walczyła tak jak do tej pory, ponieważ jestem bardzo uparta! (śmiech)Jeżeli chodzi o tę cechę, w dobrym tego słowa znaczeniu, to wiemy o tym nie od dziś! (uśmiech) Jednak kiedy powiem, że Maria Andrejczyk to kobieta spełniona zawodowo, to w odpowiedzi usłyszę, że…To chyba jakiś żart! (śmiech)Dlaczego…? (uśmiech)To nie jest kwestia ilości złotych medali czy rekordów, tylko wewnętrznego poczucia spokoju. Na dziś tego nie czuję. Jest pewnego rodzaju zmęczenie, ale bardziej wiąże się to z moimi narastającymi problemami zdrowotnymi, które bez przerwy hamują mój trening i po prostu mnie męczą. Wiem, że im bliżej końca kariery będę, tym mocniej będę odczuwać potrzebę spokoju. Jednak na dziś tego nie ma, zapewniam. Po prostu wiem, na ile stać mój organizm, kiedy jestem w pełni zdrowa. Jestem niesamowicie podekscytowana wieloma rzeczami, jak np. nowymi metodami treningowymi, które teraz mogę odkrywać przy nowym szkoleniowcu. Tak bardzo chcę zobaczyć, jak daleko jestem w stanie zajść, przesuwać swoje granice i czy w ogóle do tego będę zdolna, że naprawdę nie ma spełnienia zawodowego. Czuję zastrzyk energii, głód sprawdzenia, jak daleko mogę zajść. Także absolutnie nie mogę się zgodzić z pana tezą lub jakkolwiek inaczej rozważać temat spełnienia za wyjaśnienie. Nim przejdę do następnych pytań, to jeszcze proszę o przekazanie wieści, jak wygląda pani forma, a także sytuacja zdrowotna na tę przygotowania do tego sezonu były bardzo utrudnione, właśnie z powodów zdrowotnych. Dla porównania choćby z zeszłym rokiem: po połowie roku, kiedy jeszcze trwała pandemia covidowa, nie byłam w pełni formy. A oszczep latał sześćdziesiąt cztery, pięć metrów na każdym treningu. W tym roku od lutego do kwietnia lądował w pobliżu pięćdziesięciu metrów. Nic nie było w stanie tego zmienić: ani lżejsze, ani cięższe jednostki treningowe. Byłam dosłownie w martwym punkcie. Nastąpiła stagnacja. Do tego doszły problemy zdrowotne, to z barkiem, to z Achillesem. Brak jakichkolwiek zmian w treningu przy pojawiających się kolejnych problemach. Wydaje mi się, że organizm potrzebował znacznie więcej czasu na odpoczynek, niż byłam w stanie mu zapewnić. Czułam, że musiałam odpocząć więcej, a mimo wszystko dalej musiałam też podchodzę do tego sezonu z ciekawością, o ile będzie mnie stać na walkę z bólem, który towarzyszy mi na co dzień. Na szczęście mam obok siebie świetnych ludzi, którzy ani na krok mnie nie opuszczają. Otrzymuję od nich całe mnóstwo wsparcia, motywacji, co przyznaję, że jest swego rodzaju dla mnie czymś nowym, kiedy porównuję obu swych trenerów. Mogę powiedzieć, że dosłownie dla nowego szkoleniowca nie chcę się poddać, tylko dalej walczyć, próbować. Jednak oboje wiemy, że w tym sezonie nie można za wiele ode mnie oczekiwać, bo nie ma w ogóle podstaw do tego, bym mogła siebie stawiać w roli pretendentki do medalu, czy to mistrzostw świata, czy mnie pojawia się sinusoida. Raz jest świetnie, a raz… (śmiech) Nie będę używać tych najbardziej adekwatnych epitetów… (śmiech) Powiedzmy, że nie za kolorowo. Na razie szukamy tego, co będzie dla mnie optymalne i ten rok będzie właśnie takim sprawdzaniem pod okiem trenera Petteriego. Szukamy. Takie lata też przychodzą, chociaż nie ukrywam, że przy uprawianiu profesjonalnie sportu oraz moim tak kontuzjogennym organizmie, to jest to bardzo na to, że mamy jednocześnie mistrzostwa świata i Europy w tym sezonie, to zapytam w następujący sposób: z pani perspektywy można się przygotować do dwóch tak istotnych imprez w taki sposób, by błyszczeć i tu, i tu?Pik formy można przygotować wyłącznie na jedną imprezę. Można dojechać na oparach do kolejnej, ale spójrzmy na kilka czynników. Pojawia się miesiąc różnicy między zawodami, dla nas, tj. polskich lekkoatletów to będzie siedem godzin różnicy względem tego, co będziemy mieli na MŚ, a co mamy w Polsce. Kolejnym ważnym elementem jest obciążenie psychiczne, które będzie nam towarzyszyło. Dlatego wydaje mi się, że będzie to spore wyzwanie. Ale realne do są sportowcy, którzy prezentują w tym sezonie rewelacyjną formę i są po prostu na innym poziomie w tej chwili, mam na myśli zarówno ich treningi, jak i starty. U nich na pewno będzie łatwiej o bardzo dobrą formę, ale przykładowo u mnie będzie to szalenie trudne, ponieważ na dziś nawet nie wiem, ile jestem w stanie rzucić. Tak jak mówimy, sezon lekkoatletyczny jest w tym roku zarówno długi, wymagający, jak i niezwykły, gdyż mamy dwie wielkie imprezy na raz. Z perspektywy profesjonalnej i tak licznie nagradzanej lekkoatletki, ma jeszcze znaczenie rodzaj imprezy, w jakiej bierze pani udział?I tak, i nie. Zależy, jak leży! (śmiech) Ten rok jest niezwykły i teoretycznie zawsze to impreza wyższa rangą powinna być uznawana za bardziej prestiżową. Jednak w tym roku już się to nie potwierdza, gdyż widzimy, jak wielu sportowców rezygnuje ze startu na mistrzostwach świata, by później móc walczyć o medale w europejskim czempionacie czy kolejnych też jak wiele dzieje się, chociażby w środowisku oszczepu. Ci, którzy w zeszłym roku prezentowali bardzo wysoki poziom, w tym mają trudności, by się w ogóle pozbierać i wrócić do formy. Ci, którzy byli w top 10, top 20, teraz rozwijają że każdy ma inne cele. Jednym zależy na medalach, innym na uczestnictwie. Są tacy, którzy stawiają wszystko na jedną kartę, inni podchodzą do tego sezonu z większym dystansem. Są też tacy, którzy są w tak galaktycznej formie, że w zasadzie chyba nawet nie patrzą na to, jakie będą starty, tylko po prostu podtrzymują swoją dyspozycję. Jedno o tym sezonie można powiedzieć z miejsca: będzie… bo zastanawiam się, czy aby przypadkiem za chwilę, jak tylko wszelkie dolegliwości zdrowotne miną, Maria Andrejczyk nie będzie regularnie „kosiła” medali, jak na zawołanie, bez oglądania się, czy to igrzyska, dane mistrzostwa czy Diamentowa Naprawdę o tym bardzo mocno marzę. Nikt nie musi stać nade mną z batem, bo zawsze wykonuję trening na sto pięćdziesiąt procent, chętnie sobie dokładam do przygotowań. Także ta kwestia nie jest jakimkolwiek jest zdrowie. Widzę, jak mój organizm się zmienia, jak czasami się buntuje, co bezpośrednio przekłada się chociażby na sam bark. Nie ukrywam, że był bardzo słaby, niezależnie od tego, ile ćwiczeń wykonywałam. Nawet kiedy przerzucałam ciężary na siłowni, czułam, że w żadnym stopniu jego dyspozycja się nie teraz zacząć wymieniać, ile bólu kosztują mnie przygotowania. Wiem, że w tym roku może nie, ale w następnym będę silniejsza. Proszę mi wierzyć, że to frustruje mnie najbardziej. Wiem, ile wkładam serca, energii, zdrowia w przygotowania, a na razie byłam w stanie swój poziom pokazać na raptem paru zawodach. Wiem, że życie stawia przede mną bardzo ciężkie wyzwania, ale głęboko wierzę w to, że za jakiś czas będę mogła pokazać stabilniejszą formę, niż tak wyskakiwać ze świetną dyspozycją raz na jakiś tym, że jest pani w stanie osiągnąć bardzo, bardzo wiele, przekonywała nas, kibiców już nie raz i nie dwa. Dlatego też nie pompuję balonika względem następnych startów i nie tyle pytam o miejsce, czy o konkretną odległość rzutów, a o to, z czego Maria Andrejczyk chciałaby być dumna, patrząc na starty w 2022 roku?Przede wszystkim z tego, by współpraca z nowym trenerem zmierzała dalej w dobrym kierunku. Już dziś mówię, że wyniki w tym sezonie nie będą dla mnie priorytetem do osiągnięcia. Bardziej skupię się na doprowadzeniu swojego barku do stanu, w jakim powinien być. Tak naprawdę byłam gotowa jeszcze przed startem tego sezonu powiedzieć: „Nie, pass, odpuszczam, dopóty dopóki nie doprowadzę tego barku do jakiegokolwiek stanu używalności”. Jednak bardzo chciałam wystartować w Suwałkach na mistrzostwach Polski, więc… Przyznam, że cztery dni przed startem przyjmowałam zastrzyki, by funkcjonować i móc podejść do rywalizacji, co też przełożyło się na moją dyspozycję tamtego też w tym sezonie będę doprowadzała swój bark do optymalnej formy. Także dzięki kolejnym startom i osiąganym rezultatom będę mogła się przekonywać, w jakiej jestem i będę dyspozycji oraz o tym, jak zachowują się mięśnie przy rzucie. I to będzie ważniejsze, aniżeli wyniki, przykładowo plus sześćdziesiąt metrów. Kiedyś po prostu trzeba zapłacić za bardzo ciężką pracę i za to, by wrócić do myślenia o dalekim rzucaniu oszczepem. Ciężko jest mi przełknąć to, w jakim momencie teraz jestem, odnośnie do formy fizycznej i psychicznej, ale muszę zagryźć zęby i dalej robić swoje, bez oglądania się na to, czy w tym roku pojawiają się jakieś dobre wyniki na rzutni, czy Pani już o tym co nieco, lecz dopytam o szczegóły związane z treningami pod okiem nowego trenera Petteriego Piironena. Za sprawą jakich czynników została podjęta taka decyzja?Mówimy o kwestiach, których za bardzo nie chciałabym poruszać. Dlatego też powiem tylko tyle, że potrzebowałam zmiany już od bardzo dawna, lecz wtedy jeszcze wierzyłam, że uda się coś jeszcze wyciągnąć ze współpracy z moim byłym trenerem. Niestety się nie udało, ale nie chcę dalej rozwijać odpowiedzi, ponieważ uważam, że musiałabym powiedzieć o takich kwestiach, które powinny zostać między zawodniczką a trenerem. Będę zawsze wdzięczna za to, ile osiągnęliśmy, przepracowaliśmy, do jakiego momentu kariery doszłam, ale po prostu czasami dochodzi do takich chwil, kiedy trzeba powiedzieć: „Dość, koniec” i po prostu zaryzykować. Jak wyglądają treningi po zmianie trenera?Jest to zupełnie inna szkoła. Widzę u niego bardzo dużo pewności co do tego, co robimy. Odnośnie do mnie, to zadaję wiele pytań, do niektórych rzeczy podchodzą z rezerwą, obawą czy myślą, że nie do końca dana rzecz może mi pasować. Jednak patrząc, jak na te treningi reaguje moje ciało, poza barkiem, który jest… Wyjątkowy, że tak go nazwijmy. (uśmiech) Widzę, że to, co do tej pory mnie hamowało, to bardzo szybko zaskakuje i działa, jak powinno. Gdyby tylko do tego doszła dyspozycja barku, to naprawdę byłoby świetnie. Wiele rzeczy się złożyło na to, w jakiej jest formie i z całą pewnością nie jest to tylko inny plan widzę w tym wszystkim sens. To nie są lekcje WF-u, tylko rzeczywiście pracujemy jak profesjonaliści. Jak na razie mi to wszystko bardzo odpowiada. Poza tym zmiana otoczenia wiele mi dała. Nie lubię zmieniać ludzi wokół siebie, ale już kiedy do tego dochodzi, to chcę się ich trzymać jak najmocniej i widzę, że wszyscy są tu bardzo serdeczni. Zyskałam radość z treningu również dlatego, że jest tu taka zdrowa, sportowa rywalizacja, chęć wzajemnego pokazania się. Była okazja, by omówić sposób przygotowania się do nowego rozdziału pani sportowej kariery?Bardzo szybko musiałam podjąć decyzję odnośnie do tego, u kogo będę trenować. Na szczęście Petteri Piironen zgodził się mną zaopiekować. Napisałam mu szczegółowo, jak wyglądały przygotowania, jakie problemy zdrowotne mi towarzyszą, ale kiedy już dotarłam do Finlandii, to czekał na mnie gotowy plan. Teraz go nieco modyfikujemy, tak aby jak najbardziej dostosować go do mojego mimo tego, że pojawia się bariera językowa, dla nas obojga język angielski jest drugim językiem, to bardzo dobrze mi się z nim współpracuje. Dogadujemy się, czuję, że nadajemy na tych samych falach. Kiedy coś mi nie pasuje, natychmiast to zmieniamy. Ma wiele pomysłów, w tym również na alternatywne ćwiczenia, kiedy jakichś konkretnych przez stan zdrowotny nie jestem w stanie wykonać. Nie muszę już sama zastanawiać się, kombinować, wiem, że jest trener, który na wszystko ma rozwiązanie. Jest to bardzo uspokajające, bo nareszcie mam kogoś, kto czuwa nad wszystkim. Można z przysłowiowego marszu przyzwyczaić się po tylu latach współpracy z poprzednim szkoleniowcem do nowego otoczenia, możliwości?Nie miałam z tym problemu. Jedynym kłopotem jest ten nieszczęsny bark. Wierzę w to, że gdyby nie on, zupełnie inaczej zaczęłabym ten sezon. Jednak tak wygląda moja kariera, więc nie ma co gdybać. Wracając, to byłam i jestem bardzo podekscytowana tym, że będę miała okazję przeżyć taką przygodę, etap. Czuję się tu jak w domu. Oczywiste jest, że stale do tego dążę, by się jeszcze bardziej zaadoptować, ale jednocześnie widzę po sobie, że świetnie się tu do kwestii technicznych, to kilkukrotnie musiałam się upewnić, jaka dokładnie jest wizja mojego trenera. Nie jestem już najmłodszą zawodniczką, której treningi można dowolnie modyfikować. Jednak kiedy mi wyjaśniał szczegółowo, jaki ma plan, to poczułam, i ten stan jest nadal obecny, że ten facet naprawdę wie, co robi. Ilekroć się o coś pytałam, on zawsze wiedział, stanowczo odpowiadał, nie uciekał wzrokiem, kiedy tłumaczył, po co coś robimy. Proszę mi wierzyć, że jest to szalenie uspokajające. I tak się będę nakręcać, przejmować, bo po prostu do tego się przez lata przyzwyczaiłam, to… Wierzę i wiem, że współpraca z nim przyniesie w następnych latach wiele pięknych chwil. Teraz hamuje mnie jedynie w maju snuła pani rozważania, czy na stałe zamieszkać w Finlandii. Patrząc od tamtego momentu, w jaki sposób zmieniły się pani myśli, rozważania w tej kwestii?To było bardziej w formie żartu! (śmiech) Jednak z tego, co zauważyłam, to bardzo wiele osób potraktowało to na poważnie. Także wyjaśnię, że chodziło i chodzi mi o to, by być bliżej trenera i grupy, zwłaszcza w okresie przygotowawczym, żeby bardziej wczuć się w ten trening, a nie trenować w samotności. Gdybym miała się przygotowywać w Polsce, to literalnie mówiąc, nie miałabym gdzie, bo już nie mam dostępu do miejsca, gdzie trenowałam też chcę zachować równowagę między trenowaniem tutaj a swoim życiem dotychczas, więc nie, nie rezygnuję z obiadów u mamy, z czasu braćmi czy kotami, psami. Dzięki temu zawsze się będę jak to będzie wyglądało pod kątem przygotowań do przyszłego sezonu, to jeszcze zobaczymy. Na pewno tu pasuje mi wiele rzeczy, bo też w sporcie zawodowym jestem od wielu lat, dzięki czemu jestem w stanie poświęcić się i wyjechać, tak by zrezygnować z ciągłych wizyt w domu, ale jednocześnie przygotować się na imprezy mistrzowskie do takiego poziomu, by później na rzutni móc zrobić show, i to w trakcie nie jednych czy dwóch do hasła „show”, to rozumiem, że zdobycie złotego medalu w trakcie mistrzostw Polski w Suwałkach wydarzyło się tak „przy okazji”? (uśmiech)Ha ha! (śmiech) Znaczy… Złoty medal tych zawodów bardzo sobie cenię. Chociaż wydźwięk mojego startu i tak był bardziej taki, że bardziej go przegrałam, niż wygrałam, bo nie było rzutu powyżej sześćdziesięciu metrów. Jednak wiemy, że łaska kibiców i dziennikarzy na pstrym koniu jeździ, bo każdy i tak będzie miał swoje oczekiwania. Jednak oni zazwyczaj nie mają pełnej wiedzy na temat tego, co się dzieje w kuluarach, w trakcie po sobie też czułam, że to nie jest to, ile powinno być. Nie tyle oczekiwałam, bo nie miałam prawa tego robić w związku z tym, ile mi „atrakcji” towarzyszyło, a o czym już powiedziałam, co po prostu w tamtym czasie się cieszyłam, że w ogóle wystartowałam w tamtych zawodach. Przed startem w Suwałkach praktycznie przez dwa tygodnie nie używałam ręki, którą rzucałam, więc tu chodziło bardziej o sam występ, aniżeli o rywalizację o jakikolwiek tak, było przy okazji! (śmiech) Mogłam zobaczyć się z dziewczynami, z którymi dawno się nie widziałam, z bliskimi, poczuć swoje miasto. Nie było show, za co bardzo przepraszam…Żeby jeszcze było za co…Ha ha! Czasem takie starty się po prostu zdarzają. Jestem tylko sportowcem i takie występy będą miały miejsce, gdyż my również jesteśmy ludźmi, co wiąże się z tym, że nie zawsze będziemy funkcjonować jak maszyny do nie możemy narzekać na poziom, jaki prezentują nasi sportowcy, w tym lekkoatleci. Tymi malkontentami są najczęściej osoby, które nie poczuły smaku uprawiania sportu nawet w amatorski sposób, więc nie widzę powodu, by aż tak się krygować czy przepraszać za starty, kiedy nie ma show, a jest „tylko” święto z racji np. Pani kolejnego bardzo mi miło. Jestem pewna, że wszystkim nam zależy na tym, by jak najlepiej zaprezentować się na oczach polskich tylko fani nie wiedzą, jak wyglądały nasze przygotowania, życie poza stadionem i… Czasem to po prostu… Bardzo mocno boli. My wszyscy już do tego dawno przywykliśmy, ale… Mimo wszystko jest nam bardzo ciężko i smutno z tego powodu. Takie słowa, jakie usłyszałam właśnie od pana, to… Naprawdę serce rośnie, a także motywacja do dalszej pracy. Nie ukrywam, że takie dobre słowa bardzo pomagają w tym, by poszukiwać w sobie chęci do dalszego uprawiania swojej to, co sądzę, a nie żeby się jakoś przypodobać czy starać o szczególne względy u Pani. Tak samo jak dosłownie dzień przed naszą rozmową dyskutowałem z Pawłem Wiesiołkiem, to powiedział coś, co przyznaję, że ukuło serce dziennikarza sportowego, a mianowicie, że dziesięciobojem kibice zainteresowaliby się dopiero wtedy, kiedy pojawiłyby się medale…Pod tym względem szczególne miejsce w naszym kraju ma tylko piłka nożna, w której niegdyś mieliśmy sukcesy. Odnoszę wrażenie, że z pokolenia na pokolenie przeszło zainteresowanie tą dyscypliną i dlatego ona ma szczególne miejsce u Polaków. Natomiast kiedy już mówimy o lekkoatletyce czy poszczególnych dyscyplinach, to Paweł ma rację. Dopóty nie sięgniemy po medale, nie osiągniemy czegoś ponad normę, to nie zostaniemy zauważeni. Taka jest prawda. Panie Kamilu, umówmy się, kto chciałby oglądać sportowców, którzy reprezentują średni poziom?Zgłaszam siebie! Zwłaszcza kiedy sportowiec reprezentuje barwy ha! Tylko że mam na myśli ogół w tej chwili. Prawda jest taka, że chcemy widzieć ludzi, którzy są na poziomie sportowych bogów. Chodzi o to, by podziwiać tych, którzy przekraczają ludzkie granice, wówczas czerpiemy frajdę, fun z oglądania ich się dalej upierać przy swojej tezie, a jednocześnie zastanawiam się, ile prawdy kryje się w słowach Adama Małysza, który kiedyś u Kuby Wojewódzkiego powiedział, że: „Polacy kochają zwycięzców, a nie sportowców”.Sądzę, że to jest jeszcze coś innego. Moim zdaniem, kiedy widzimy reprezentanta naszego kraju, to czujemy dumę, przywiązanie, podziw, że ta konkretna osoba właśnie reprezentuje nas, nasz naród. Jednak kiedy już oglądamy ich zmagania na mistrzostwach świata, Europy czy igrzyskach olimpijskich, to chcemy widzieć już ten najwyższy poziom, którą „mają” nam ale żyjemy w takich brutalnych realiach. Można próbować zmieniać ich podejście, mentalność, przedstawiać różne perspektywy. Natomiast nie sądzę, by była to jakkolwiek efektywna zmiana, bo większość ludzi i tak będzie miała swoją perspektywę dotyczącą uprawiania sportu i tego, z czym mierzą się sportowcy. A cóż nam zostaje? Walczyć o swoje marzenia. Wtedy będziemy do występowania na arenie międzynarodowej, ale także zmian, należy podkreślić, że niezmiennie w trakcie kariery towarzyszy Pani mecenas sportu, jakim jest PKN ORLEN. Jak wygląda relacja na linii wicemistrzyni olimpijska a tak duży koncern?Chciałabym powiedzieć, że nic, ale mam tu na myśli wyłącznie pozytywny aspekt. Z PKN ORLEN współpracuję od 2017 roku. Wzięli mnie pod swoje skrzydła po igrzyskach olimpijskich z 2016 roku, kiedy tak naprawdę nikt inny nie chciał się tego podejmować, ponieważ byłam bardzo młodą zawodniczką. Wszyscy inni sądzili, że musiałam coś jeszcze udowodnić, potwierdzić swoje osoby z PKN ORLEN dostrzegły we mnie potencjał i jestem im bardzo, bardzo wdzięczna. Mówię tak, ponieważ, że tak to ujmę… Nie byłam inwestycją, która na początku się zwracała! (śmiech) A było tak, ponieważ najpierw była operacja barku, później rozwiązywanie problemów z zatokami, więc już wtedy byłam hamowana przez zdrowie. Nie mogłam się pokazywać, a mimo to nie usłyszałam od nich jakiegokolwiek zarzutu, że: „Ja jako sportowiec się nie sprawdzam”. Nie było oczekiwań, wymagań, tylko zrozumienie. Dzięki ich wsparciu zauważyłam, że mimo że nikt od nich nie był ze mną spokrewniony, to czułam przeogromną pomoc, nie tylko temu, że byli ze mną również w najtrudniejszych momentach mojej kariery, tak są i teraz, kiedy jesteśmy po sukcesie na igrzyskach olimpijskich z Tokio. W tym rozumieniu, mówiąc nic, mam na myśli że ciągle są, nie odwrócili się w gorszych chwilach, choć mieli ku temu podstawy. Ekipa ORLENU, która bezpośrednio z nami współpracuje i zarządza naszymi aktywnościami, jest cudowna. Oni naprawdę rozumieją sport, również z perspektywy zawodnika, to, ile energii wkłada w każde kolejne przygotowania. Takiego sponsora życzę każdemu o to już innych lekkoatletów, lecz chętnie dowiedziałbym się tego również od Pani. Wiemy, że lekkoatleci zapewniają nas, że są jedną wielką familią, w której każdy jest sobie równy. Jednakowo wtedy, kiedy mówimy o wspieraniu reprezentacji Polski przez PKN ORLEN?Myślę, że tak. Znaczy, żebyśmy mieli jasność: są sportowcy z dużo większymi osiągnięciami od tych, którzy na te podia dopiero wchodzą pierwsze razy. W takiej sytuacji te gwiazdy będą wyżej w rankingu płac, lecz to jest naturalne. Natomiast my, w rozumieniu lekkoatleci, naprawdę trzymamy się, wspieramy dosłownie tak jak jedna wielka rodzina. Nie ma rozgraniczania na lepszych i gorszych. Rozumiemy, że każdy z nas ma swoją własną drogę, perypetie, jakie mu się przytrafiają na drodze do sukcesu. I widzę, że u zdecydowanej większości sportowców jest to zrozumienie, o którym mówię i szacunek zarówno do każdego z osobna, jak i drogi, jaką pokonał, by stanąć na kolejnym starcie. Wiadomo, że dzięki takiemu wsparciu mamy święty spokój, który jest niezbędny do tego, by móc się dalej przygotowywać, jest również to, że wszyscy kibice, eksperci i dziennikarze są pewni jednego odnośnie do Pani osoby. Maria Andrejczyk dostarczy wielu, wielu emocji! Dlatego też z tego miejsca życzę, by oszczep nie latał, a fruwał w tym sezonie, a wszelkie dolegliwości zdrowotne trzymały się od Pani jak najdalej!Ha ha, bardzo serdecznie dziękuję! Przyznaję, że nic bardziej się dla mnie nie liczy, jeśli mówimy o sporcie, niż radość kibiców, ta wrzawa na trybunach, ponieważ dzięki temu się napędzam do kolejnych startów. To zrozumienie mojej perspektywy, moich problemów zdrowotnych jest również szalenie istotne. Proszę mi wierzyć, że naprawdę robię wszystko, co w mojej mocy, by móc dumnie reprezentować Polskę na wszystkich arenach. Dlatego dziękuję za życzenia i mam nadzieję, że naprawdę tak się stanie już ORLEN jest GENERALNYM SPONSOREM POLSKIEGO ZWIĄZKU LEKKIEJ ATLETYKI oraz GENERALNYM SPONSOREM REPREZENTACJI POLSKI W LEKKIEJ ATLETYCE.
kpnZU4. 206 353 424 313 287 292 382 36 252